Wakacje Śmierci Część II
Joanna spojrzała w niebo, Matka Natura, ten zbok jeden dotrzymała obietnicy i nad Bermudamii rozciągał się piękny słoneczny wyż. Z umiarkowaną temperaturą, jak na Bermudami, tak aby Śmierć nie spiekła się za mocno i na zewnątrz panowało słuszne 26 stopni. Śmierć znalazła ofertę last minut, więc nie zapłaciła za wakacje, jakiejś bajońskiej szumy. Okazało się, że jak na swoją prace zarabia bardzo mało. Tak znajdują się jakiś fanatycy, którzy Czcią, śmierć i jako ofiarę przelewają krew. Świetnie krwi nie spienięży, nie tak jak Bóg gdzie jego świątyniach zbierają na tace i Bóg sobie z tego działkę odpala i stać go na nowego Jaguar. Jedynym z wielu plusów bycia śmiercią, że znała każdy język i potrafiła się dogadać. Podeszła do taksówki.
–Czy wolna? – Mężczyzna spojrzał. Był to ciemnoskóry mężczyzna, miał na szyi amulet z symbolem Papa Legba duchem których strzegł zaświatów w wierzeniach Voodoo
–Tak wolna proszę wsiadać Panienko – Śmierć się lekko uśmiechnęła się słysząc że ktoś ją nazwał Panienką – Dokąd – Joanna wyjęła karteczkę z nazwą pensjonatu. Nie zarezerwowała miejsca miejsca w hotelu, ale zarezerwowała pokój w małym pensjonacie, nie daleko oceanu.
–A do Babci Libo – Uśmiechnął się szeroko. – Babcia Libo to kapłanka voodoo, dała mi ten amulet, by mnie strzegł przed złymi siłami z zaświatów. – Joanna przeklinała gdzieś w duszy, że ma ona szczęście i wybrała nocleg u kapłanki Voodoo. Kierowca okazał się bardzo gadatliwy, opowiedział jej historie wyspy, kilka legend miejskich. Przynajmniej podróż minęła bardzo szybko.
–Jesteśmy na miejscu – Mężczyzna za komunikował. A teraz stała przed małym dwu piętrowym domkiem, który wyglądał jak by wycieli, jakiegoś horroru. Joanna podeszła i zapukała kilka razy. Za drzwi było słychać Kogo wielki Szango niesie -- Kobieta otworzyła drzwi, chwilę przyglądała -- Śmierć co tu robisz.
–Nie wiem o czym Pani mówi – Nie miła na czole napisane, że jest śmiercią,
–Jesteś Torva Messor Kostucha, Ponury Żniwiarz. Mnie nie oszukasz Żniwiarzu. Widzę rzeczy, które zwyczajni śmiertelnicy. Nie widzą. – Joanna głęboko nabrała powietrze, czuła od tej kobiety dziwną nie wytłumaczalną moc
–Ma Pani racje jestem Nieuniknionym. Co mnie tu sprowadza urlop – Na twarzy kobiety malowało się zaskoczenie. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała. – Nawet Śmierć musi odpocząć.
–Dobrze więc Joanno zapraszam ciebie w moje skromne progi. Pokój mimo spartańskich wygód był bardzo przytulny. Właścicielka chatki znikała gdzieś. Śmierć czuła, że kobieta jej po prostu unika. Pierwszego dnia byczyła się na werandzie chatki, czytając zaległe mangi. Drugiego dnia postanowiła się wybrać na plaż. Założyła swoje czerwone bikini z kosami i zabrał swój ręcznik na którym był wyhaftowany Ponury żniwiarz i się udała na plaże. Znalazła miejsce i wygodnie się ułożyła, zasnęła obudził ją krzyk.
–Patrzcie potwory wychodzą z wody – Spojrzał przed siebie widziała czerwoną chmurę i jak wielkie ośmiernicowarte potwory szybko zbliżały się do plaży.
–Wolne żarty – Zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku brzegu, w jej dłoniach z materializowała się kosa wykonała cięcie. Po chwili było słychać rozerwanych potworów. Poczuła zimną aurę od czerwonej chmury. Ruszyła w kierunku chmury, gdy pędziła w jej kierunku wykonała szybki telefon do swej siostry , by jej powiedzieć, że coś naruszyło barierę między światami niech reszta ruszy dupę. Wleciała w chmurę, od razu zobaczyła istotę, na plecach skrzydła jak u nietoperza ręce zakończone masywnymi szponami, z barków i bioder wiły się maci łeb był węża
–Jam jest Yig przedwieczny. Jak śmiesz nędzna istoto zabijać moje dzieci – Joanna spojrzała na to coś co było przed nią.
– Śmierć do usług. – Potwór roześmiał się gardłowo, w stronę śmierci wystrzeliły jego macki. Joann wykonał ruch kosą i dwie z czterech mace zostały odcięte. Yig zawył. Ruszył na Śmierć. Chwilę później dwie siły starły się ze sobą, przez całą planetę przeszła fala mistycznej energii.
–Nie możesz mnie zabić – Ying wycharczał wściekle.
-Możliwe ale mogę wysłać ciebie skąd przybyłeś – Śmierć wchłonęła swoją ludzką powłokę na jej ciele pojawił się czarny pomarszczony falujący płaszcz z kapturem,jej twarz była teraz czaszką z dwoma czerwonymi ognikami. Odskoczyła od Ying i pofrunęła w górę, po czym wykonała kilkanaście cięć, żadne cięcie nie trafiło w przeciwnika.
–Twoje ataki nawet mnie nie trafiły – Było słychać rechot.
–Jesteś pewny – śmierć wystawiła swój kościsty palec wskazując coś za Ying Była to wielka otchłań, która wciągała Yinga do środka. Przeciwnik jeszcze wystrzelił jeszcze jedną mackę która oplotła Śmierć boje lecieli ku otchłani . Biały błysk odciął mackę a Joanna była pewna że widzi. Babcie Libo unosząca się nad oceanem a potem grzmotnęła o taflę wody. Otworzyła oczy i zobaczyła znajome gęby Boga. Szatana Matkę Naturę, która jak zwykle miała kiepa w ustach. Ojca Czasu, swoją siostrę Chaos, na którego twarzy wymalował się widoczna ulga i zapłakana Harmonia.
–Wróciła do żywych – Chaos odezwał się pierwszy.
–Pospałaś sobie dwa tygodnie. Twoje wakacje chyba się z kończyły – Bóg się szeroko uśmiechną. A do Joanny dotarło, że wakacje szlak trafił. –Później pogadamy o przedwiecznym i o tym, że użyłaś swojej kosy do cięcia wymiarów. Gdy już wszyscy poleźli do swoich zajęć Joanna leżała i się zastanawiał kim jest Babcia Libo.