Ostatnie dzieciaki na ziemi - kolejna seria z Netflixa, którą nadrobiłem. Seria jak do tej pory składa się z trzech sezonów - pierwszy sezon to godzinny odcinek pilotażowy, natomiast, kolejne dwa sezony mają po 10 odcinków po 25 minut. Muszę przyznać... Ciekawy pomysł na fabułę.
Pewnego dnia na na niebie pokazują się portale z których wpadają potwory, zombie i cały syf. Widz śledzi losy czwórki dzieciaków tak archetypowych, że aż boli.
Mamy, Jacka protagonistę, przywódcę dzieciaków love intres, Jun dziewczynę wojowniczkę, która przypomina mi Xena, mięśniaka, i mózgowca.
Mam problemy z tą serią i to duże. Po pierwsze, słabe tempo akcji; przedłużanie momentu kulminacyjnego, aż do „przegrzania go”. Mamy to już w pilotażu, gdzie szukali, June prawie przez 50 minut, robiąc wszystko by jej nie znaleźć - „przegrzanie” punktu kulminacyjnego i zamiast efektu „WOW” mamy efekt „kurwa nareszcie”.
Tak samo w drugi sezonie, tajemniczy skrzek, który zwabia zombie. Też „przegrzanie” i znów zamiast efektu „WOW”, mamy efekt „Kurwa ile można było na to czekać?”
Trzeci sezon taki sam błąd - tym razem z radiem, aż do ostatniego odcinka i „przegrzanie”. Czy by się coś dla fabuły zmieniło, gdyby bohaterowie dowiedzieli się że w Nowym Yorku byli ludzie? Nic nie zmieniło a przeciągali to na maksa!
Kolejna sprawa i błąd fabularny - za dużo momentów katharsis. Dobrze, że pokazują konflikty w grupie, to, że każdy z członków ma inne priorytety. Fajnie, że dochodzi do punktu wrzenia i postacie mówią sobie kilka słów prawdy, tylko problem polega na tym, że takich momentów katharsis w całej serii jest średnio co trzeci odcinek. Już po pierwszym oczyszczeniu atmosfery wychodzi brak komunikacji i to, że bohaterowie nie mówią sobie co ich boli. Potem znów dochodzi do sytuacji, no cóż... co najmniej dziwnych i można łatwo wywnioskować, że bohaterowie nie uczą się na własnych błędach.
Odtwórczość finałów odcinków czyli: „pokonajmy potwora sezonu”. Fajnie, ale na dłuższą metę jest to nudne.
Obohaterach już napisałem. Najbardziej sztampowe archetypy postaci wycięte niczym z RPG post-apo
Rezor- przedwieczny potwór, niszczyciel światów, brzmi jak Stephenwolf, ta postać jest dobrze prowadzona jest tajemnicza i przez dwa sezony nie poznaliśmy jej prawdziwej formy i powiem szczerze, że nie mogę się doczekać, kiedy ta istota zjawi się w swojej prawdziwej postaci - mam nadzieje, że będzie warto czekać.
Ogólnie ta seria ma potencjał i to widać w drugim sezonie, gdzie powoli odchodzi się od wygłupów dzieciaków, które mnie irytowały na rzecz ukazania apokalipsy jako dobrej zabawy oraz uderzanie w poważniejsze tony i skupianie się na fabule, Rezorzei pchaniu do przodu historii.
Mam nadzieje, że twórcy uderzą w mroczniejsze tony. Na razie nie czuje zagrożenia. Seria z potencjałem, ale póki co nie wykorzystanym. Brak logiki w postępowaniu postaci; wali się budynek a jeden z bohaterów chce ratować komiksy. Serio? Osobiście męczyło mnie oglądanie tego serialu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz