Zabójczyni obudziła się dziś wyjątkowo wcześniej, , leżała jeszcze chwilę na łóżku, rozmyślając o zdaniach, które ma. Zabicie Olana II to będzie wyczyn, z tą gówniarą nie powinno być problemu, ale było coś, przez co członkini Taraka nie mogła spać. Było to zadanie dodatkowe pojmanie Keleny Podróżniczki, to będzie trudne biorąc pod uwagę, że Czarne Szpony nie istniały, można było o nich wiele powiedzieć, ale była to grupa zorganizowana, a teraz praktycznie nie istniała. Lalko nie wierzyła w żadnego demona wyłaniającego się z cienia, i jak samotny mściciel zabija tych złych, ona wiedziała, że to był wojownik cienia i czegoś szukał, a może kogoś? Pomasowała nadgarstek, który ją bolał po wczorajszej konfrontacji z rudą z ludów północy.
- Berserker jak nic. - Powiedziała do siebie wstając z łóżka wyglądając przez okno. Okno wychodziło na mały plac. Zobaczyła, jak rudowłosa podchodzi do swojego zwierzaka, który leżała i był czesany przez dwie dziewczynki, z nią się policzę później. Ubrała się miała jeszcze parę spraw do załatwienia. Narzuciła na siebie niebieską spódnicę z wycięciem na udo i skórzaną kamizelkę, a pod nią bawełnianą bluzkę, nie zapomniała o swoich nożach i mieczu. Wyszła ze swojego pokoju i spotkała gospodarza. Hosh właśnie ogarniał karczmę sprzątając swój przybytek. Mimo, że Smoczy Ogon był mordownią, właściciel dbał o porządek, w swoim przybytku, tak jakoś miał to wpojone.
-Dzień dobry Gospodarzu. - Głos Lalko był jak zwykle melodyjny, nawet się uśmiechnęła do gospodarza.
-Dzień dobry. Czy będzie pani przedłużać pobyt u mnie. - Hosh zawsze pamiętał, kto na ile wynajął u niego pokój w karczmie, a ta kobieta zrobiła to na tydzień a tydzień już mijał dziś.
-Och tak. Dziś jak wrócę zapłacę panu za kolejny tydzień. - Gospodarz chętnie pozbyłby się jej ze swej karczmy. Ona niosła tylko śmierć. Był tego świadkiem już pierwszego dnia, kiedy się u niego zjawiła. Niczym się nie wyróżniała, nawet wyglądała jak Pani z rodowego domu. Kiedy tamci ją zaczepili, chcąc się z nią zabawić. Już jej miał pomóc, a ona jak w tańcu zabiła wszystkich. Był kiedyś wojownikiem i sam niejedno życie odebrał, ale takiego uśmiechu to jeszcze w życiu nie widział, tą kobietę cieszyło zabijanie i woń śmierci. Po tym jak wszystkich zabiła rzuciła tylko sakwę z pieniędzmi „Najlepszy pokój gospodarzu jaki macie”. Dlatego stary karczmarz tak się obawiał o krajankę z wilkiem, mimo, że dziewczyna, wie co i jak to z nią ma małe szanse, o ile je ma. Hosh wiedział, że rudowłosa to berserker, zdradził ją malunek na twarzy. - Gospodarzu widziałam, że wczoraj twoja krajanka przybyła do twojej karczmy, ktoś z rodziny? - Po tych słowach, poczuł się nieswojo. Z boku mogło to pytanie wydać się pytaniem kurtuazyjnym, ale nie w ustach tej kobiety, ona po prostu starała się zdobyć jakąś informację.
-Tak dziewczyna pochodzi z mojego ludu. Jest gościem tak, jak pani. - Kobieta tylko wzruszyła lekko ramionami, potwierdził to, co przepuszczała.
- Jak mi wiadomo o Ludach północy, to kobiety bardzo rzadko podróżują jako wojownicy, chyba muszą mieć jakieś pozwolenie od wodza wioski?
-Kiedyś tak było, a teraz, to nie wiem, czasy się zmienił, a i u nas kobiety uczone są walki mieczem czy toporem, więc może teraz mogą podróżować. - Gdy wypowiadał te zdania teatralnie wzruszył tylko ramionami. Kobieta widząc, że mężczyzna raczej nic jej nie powie postanowiła urwać rozmowę i tak straciła już czas.
- Pod wieczór będę, niech pan pozdrowi tego rudego berserkera od mnie. - Stary gospodarz, aż na chwilę zamarł słysząc słowa zabójczyni, był już przekonany, że kobieta wcześniej czy późnej będzie chciała zabić Astrid. Zabójczyni wyszła na podwórze, gdzie właśnie Astrid i jej zwierzaczek, szły naprzeciw niej, obie Panie minęły siebie bez żadnego słowa, tylko się zmierzyły spojrzeniem, jedynie Luśka postawiła uszy do góry i ukazała swoje wilcze zęby. Zabójczyni miała zadanie do wykonania, ale nie miała ludzi, Gang z który współpracowała został wyrżnięty co do jednego, a potrzebowała ludzi. Czy Kelena będzie miała silna ochronę ilu ich będzie, czy będzie to korpus królewski, a może grupa abordażowa z okrętu, a może jakiś specjalny oddział. Potrzebowała ludzi, których nie miała. Dzień wcześniej rozpuściła wici, że potrzebuje ludzi do zadania, chętni mają się zjawić pod wieczór w opustoszałym młynie. Ona udała się poszukać miejsca na zasadzkę, musiało być to miejsce ustronne, ale też z drogami ucieczki, aby samemu, nie dać się zaskoczyć, lepiej dmuchać na zimne. Już wcześniej widziała sklep z różnymi mapami i tam skierowała swoje pierwsze kroki, mimo, że była już tu tydzień i miała czas porozglądnąć się po mieście, nie znała go, więc pierwszego dnia, jak tylko przybyła do miasta i idąc do Smoczego Ogona zobaczyła ten sklep, weszła i zamówiła jak najbardziej dokładną mapę całego miasta, miała ją odebrać za tydzień, bo jak sam sprzedawca powiedział, który jednocześnie był kartografem, na podstawową mapę z głównymi ulicami, należy nałożyć boczne uliczki. Gdy weszła do sklepu z mapami, przywitał ją kartograf.
- Dzień dobry, pani po mapę miasta? - Mężczyzna był niewysoki, łysiejący ale miał atletyczną budowę ciała, jak na swój wiek.
- Tak. - Krótka rzeczowa odpowiedź, nie chciała się rozwodzić, trochę się jej spieszyło, dlatego też umówiła się z mężczyzną rano po odbiór mapy.
- Już podaję. - Zobaczyła jak wychodzi na zaplecze, nie było go może dwie minuty.
- Proszę. - Szybko i pewnie rozłożył mapę przed Lalko, mapa miała spełniać jeden warunek, miała być podręczna, i po chwili rozłożył drugą mapę, ale standardową. Kobieta porównywała obie mapy i widać było, że ta na zamówienie, była naprawdę szczegółowa, były tam i małe uliczki, a nawet skróty.
- Czy tu są wszystkie ulice i uliczki? - Jej ton był naprawdę rzeczowy.
- Droga Pani wszystkich nie da się nałożyć, bo nie wszystkie są znane, nawet moim ludziom.
- Pana ludziom? - W jej głosie zabrzmiało coś niebezpiecznego>
- Och przepraszam źle się wyraziłem, chodziło mi o to, że zapłaciłem dzieciakom, aby jak to powiedzieć, pochodziły po mieście i poszukały wszystkich ulic.- Kiwnęła tylko głową że rozumie o co chodzi.
- Cena taka jaką się umawialiśmy?
- Tak. - Kobieta za skórzanej kamizelki wyciągnęła mieszek z monetami i położyłam, na stole . Kartograf odebrał zapłatę, nawet nie liczył sam ciężar woreczka z pieniędzmi mógł świadczyć, że pieniędzy jest tyle, ile powinno być.
- Czy to jedyna taka mapa? - Pytanie trochę zaskoczyło kartografa.
- Tak, samo jej zrobienie trwało cały tydzień, wczoraj późnym wieczorem kończyłem ją. - Jakoś nie wierzyła mężczyźnie i wolała go zabić. Usłyszała dzwonek i do sklepu wszedł postawny, wysoki, czarnoskóry mężczyzna.
- Witaj Protektorze. - Kobieta lekko przygryzła wargę, wystarczył jej rzut oka na tego faceta, aby widzieć, że jest kimś więcej niż Protektorem, a i on bacznie jej się przyglądał.
- Witaj, witaj widziałeś Othi miałem się z nią tu spotkać, ale jej nie ma.
- Wiesz co, widziałem ją chwilkę temu, jak śledziła kobietę z wilkiem. - Zabójczyni uśmiechnęła się lekko słysząc słowa kartografa, oczywiście domyślała się o kogo chodziło.
- Ta dziewczyna się kiedyś doigra. - Protektor tylko skinął głową i wyszedł. Martha Lalko odczekała jeszcze minutę, na wszelki wypadek i sama wyszła. Powolnym krokiem szła za Protektorem chciała się upewnić, czy chodzi o tą osobę, o której myśli. Protektor spojrzał w boczną uliczkę i ruszył biegiem, ona sama musiała przyspieszyć, na szczęście u wlotu do bocznej uliczki był już tłum gapiów, więc mogła się wmieszać. Nie myliła się widząc, jak rudowłosa z północy dwoma rękoma podnosi dziewczynę, w sukni ze słonecznikami, a wilk śpi. Owa dziewczyna machała tylko nogami. Nie słyszała o czym rozmawiali, wtedy dobiegł Protektor do tej dwójki . Chwycił rudowłosą za kołnierz i pchnął ją na drugą ścianę, tamta puściła dziewczyną. Koniec widowiska pomyślała, nie miała czasu na dalsze przyglądanie się, co chciała zobaczyć zobaczyła. Wyjęła mapę sprawdziła, gdzie jest. Odnalazła główną ulicę i od razu widziała, tą boczną uliczkę. Musiała przyznać, że mapa jest bardzo dokładna. Ruszyła z mapą przy nosie i chodziła tak po mieście wyglądała, jak jakiś zwiedzający. Udała się do dzielnicy portowej, a że port powietrzny łączył się z morskim. W porcie spędziła najwięcej czasu, szukając miejsca na zasadzkę. Jedyne sensowne miejsce jakie znalazła. Było to miejsce niedaleko suchego doku. gdzie znajdował się stara sztolnia. Tylko jak tam zwabić Kelene, bo jak by nie patrzeć, ona nie miała celu iść w tamtym kierunku. Nad tym będzie musiała pomyśleć. Teraz musiała się spieszyć do starego młyna, a on znajdował się po drugiej stronie miasta. Podeszła do parowego powozu, który stał na stalowych prętach.
-Kiedy odjazd?
-Pięć minut. - Weszła uiściła opłatę i wygodnie usiadła. Sama jazda parowozem była przyjemna, a co za tym idzie szybka, chociaż strasznie trzęsło, ale na drug końcu miasta była po dwudziestu minutach. Udała się od razu do starego młyna. Miejsce te było nieformalnym miejscem spotkań, gdy ktoś chciał załatwić w mieście jakieś swoje lewe interesy. Gdy weszła, była tam grupka ludzi, którzy o czymś dyskutowali. Była ostatnia.
- Długo jeszcze mamy czekać?
- Nie. - wszyscy byli zdziwieni, gdy słowo „Nie” padło z ust kobiety.
- A ty kto?
- Wasz przyszły pracodawca.
- Cóż taka piękna damulka, jak ty robi w takim miejscu jak to? - Lalko przewróciła tylko oczami.
- Daj spokój. - Ktoś rzucił z tyłu. - Słyszałeś o masakrze w Smoczym Ogonie. - Drugi kiwnął głową że tak, mało kto nie słyszał o tym, co się wydarzyło w karczmie. - To ona jej dokonał widziałem na własne oczy. - Zapadła grobowa cisza.
- Powiem krótko, zwięźle potrzebuję ludzi, do porwania. Płacę w złocie.
- Kogo chcesz porwać? - Głos należał do tego samego człowieka, co przed chwilką.
- Byłom Imperatorową Daharii Kelene. - Zapadła cisza, niektórzy to nawet zagwizdali.
- Ambitny cel. - Ktoś z boku rzucił.
- Dlatego zapłata będzie wysoka. - Z ust zabójczyni padła szybka odpowiedź.
- Ci co są zainteresowani niech zostaną. - Niepisaną zasadą Młyna było to, że to, co zostało powiedziane w młynie zostaje w młynie. Część osób wyszła, nie byli zainteresowani, albo zbyt cenili własne życia, zostało kilkunastu chętnych. Przez dziurę w dachu zabójczyni zobaczyła, że niebo się chmurzy. Lako uśmiechnęła się zbiera się na burzę, jak nawałnica przejdzie, powietrze będzie lżejsze i łatwiej będzie oddychać, z tą wesołą myślą wróciła do interesów.
A stalowe grzmoty zbliżały się nieubłaganie do miasta zwiastując nawałnice
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz