Wojownicza księżniczka Maya, to kolejny serial z Netflixa, który obejrzałem. Serial ma dziewięć odcinków, każdy trwa po około 35 minut. Do animacji w tej serii trzeba się przyzwyczaić. Z początku miałem problem z tą animacją, po dwóch trzech odcinkach problem znikł.
Akcja całego serialu dzieje się w Ameryce południowej, gdzieś w Amazonii. Fabuła tego serialu jest prosta jak drut. To historia wybrańca Mayi księżniczki Teków która musi wypełnić proroctwo i pokonać upadłych bogów. Wcześniej zebrać drużynę. Nasza protagonistka jest wybrańcem. Jest córką Bogini Śmierci i Śmiertelnika i tylko ona może pokonać Boga Wojny.
Do fabuły mam jeden zarzut, jej liniowość w pierwszych 6 odcinkach. Na czym ona polegała. Wyglądało to tak. Maya jedzie do jedne z królestw tam poznaje członka drużyny i musi ich zaatakować jedno z bóstw.
Bohaterowie udało się twórca zrobić coś co nie jest łatwe, każdego bohatera się lubi. Żaden z nich nie irytuje. Członkowie drużyny Mayi dostali nawet swoje krótki back story. Dzięki nim wiemy dlaczego są tacy a nie inni. Udało im się też zbudować relacje między nimi. Jeszcze jedna rzecz odnośnie bohaterów. Bohaterowie ginął i to n9ie jakieś randomy, tylko głowni. Jedna z bardziej emocjonujących scen to śmierć Pichhiu.
Serial jest napakowany akcją do granic możliwości w każdym odcinku coś się dzieje. Nie ma odcinka gdzie by nie było by walki. Sceny akcji są dynamiczne i fajnie z animowane.
Jak oceniam ten serial. Fajnie się go ogląda pomimo liniowości pierwszy odcinków i wykorzystania , wszelakich możliwych klisz jaki można wykorzystać. Motyw wybrańca został wykorzystany do granic możliwości. Wszystkie możliwe klisze zostały wykorzystane. Sama historia mimo swojej prostoty jest wciągająca. Tu trzeba zaznaczyć bohaterowie robią robotę, jak już napisałem ich się po prostu lubi. Uwielbiam rodziców Mayi. Jest sporo nawiązań do współczesności. Jak zdanie ostre cięcie mgły. Na pewno jest to zamknięta historia, nie widzę furtki by kontynuować ją dalej. Fajny serial można się na nim dobrze bawić. Przeznaczony raczej dla starszego widza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz