Czwarty sezon Carmen Sandiego, wyszedł 15 stycznia, ma 8 odcinków. Już tu powiem, nie zawiodłem się, a miałem pewne obawy przed tym sezonem, widząc co się działo w poprzednich sezonach. Zanim o pozytywach i tym co mnie zaskoczyło. To o paru grzechach tej serii.
Grzech serii, który mnie mnie zabolał najbardziej to jak pokonano VILE i było to słabe. Buduje się organizację zła, która działa od zarania dziejów nie ma. Knuje i spiskuje zdobywa swoją pozycję na świecie, a przywódcy tej organizacji są pokonani praktycznie poza kadrem. W tym przypadku widać, że zabrakło 2 odcinków co najmniej by o lepiej rozegrać.
Może nie jest to wielki grzech, ale mój nie dosyt. To wątek matki Carmen, po cichu liczyłem, że ona odegra rolę w finale. Nawet twórcy, nie pokazali nam twarzy matki Carmen. To jest taki plaskacz w twarz widzą. Nie rozumiem dlaczego nie pokazali twarzy matki Carmen.
Łopatologicznie było nam pokazane słowami Shadowsan, że Carmen Sandiego stała się symbolem, i każdy, kto m odwagę walczyć ze złem może nadać sobie miano Carmen Sandiego. Nawet żartowniś który jako pierwszy ubrał czerwony płaszcz.
Było narzekanie czas powiedzieć co się podobało.
Czwarty sezon miał oś fabularny, każdy odcinek pcha fabułę do przodu, do finału. Co powoduje, że ten sezon jest angażujący. Tego zaangażowania brakowało, mi po przednich sezonach. Tu odcinki łączą się, tworząc opowieść. Nawet gdy ta opowieść, jest oparta na szukaniu magafina. To tego mi zabrało we wcześniejszych sezonach.
Dla mnie plus jestem zawsze łasy na takie rzeczy. Poznajemy historię VILE, tego się nie spodziewałem się. Jest to w krótki sposób pokazane. Przedstawienie lore złej organizacje zawsze na plusie. Nawet, jak ten lore ma być pokazany poprzez szukanie artefaktów tej organizacji.
Zła Carmen Sandiego, to było coś co chciałem zobaczyć, ale nie sądziłem, że zobaczę. Miałem cichą nadzieję, ale nie obstawiałem tego. Fakt Evil Carmen była przez półtora odcinka, to były jak dla mnie najlepsza część, która widziałem.
Kolejna rzecz, której się nie spodziewałem, to rozbudowanie fabularnie jednej postaci. Mam tu na myśli Trzeszcza, który sam wybiera swoją drogę, który wraca do VILE, jak mówi do Szefowej ACME. Ja wybrałem swoją drogę, ale Carmen nie dlatego chcę wam pomóc z Carmen.
Cieszył mnie powrót mojej ulubionej pary agentów ACME Jullius i Chesa, którzy mieli chemię między sobą.
Czwarty sezon jest bardziej angażujący w fabułę i przedstawioną historię. Było parę rzeczy które mnie zaskoczyło o czym pisałem wyżej więc nie będę się już powtarzać. Pokonanie VILE poza kadrem powoduje, że ma nie dosyt po tej serii. Według mnie źle rozplanowali fabułę w sezonach III-IV, co spowodowało, że finał nie był tak satysfakcjonujący, jak by mógł być. Tak zostali zepchnięć na dalszy plan inni agenci VILE w tym moja ulubiona Origamia, której nie ma, rozumiem nie było na nią nią miejsca. Mogło być lepiej, ale uważam, że jest to bardzo godne pożegnanie serii i postaci, którą można było polubić przez te cztery sezon. Samo zakończenie ma małe drzwi otwarte, na piąty sezon. Wiem że IV jest ostatnim sezonem, należy mieć cichą nadzieję na kontynuacja może nie formie kolejnego sezonu, ale kinówki, którą bym chętnie przytulił. To jest ten typ serii, gdzie żal się żegnać z serią i postaciami. Caren Sandiego, jako całość to przyzwoita seria, z godnym zakończeniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz