To będą dwie recenzje jedna Moja, druga mojej koleżanki
Ocena Rei 6,5 – 7. Nie mogę dać jednoznacznej.
Captain Marvell to najnowszy film Marvel Studios kończący III fazę Marvel Cinematic Universe. I pierwszy film Marvel Studios, gdzie głównym bohaterem jest superbohater płci żeńskiej a nie męskiej jak do tej pory było. I żałuję, że dopiero teraz włodarze studia pokusili się na coś takiego. Jest to dobre wprowadzenie kompletnie nowej postaci, która w najnowszej części Avengers: Endgame odegra bardzo ważną rolę.
Muszę pochwalić osoby odpowiedzialne za casting, które zdecydowały się na powierzenie tej roli Brie Larson. Sama miałam obawy gdyż do tej pory kojarzyłam tą nagrodzoną nagrodą Akademii aktorkę raczej niskobudżetowymi i niszowymi produkcjami, a gra w takim filmie zdecydowanie się różni. Na szczęście Brie udowodniła, że w lateksowym kostiumie czuje się znakomicie. Od pierwszej sceny widać, że czuje tą postać, i chce nam o niej opowiedzieć. Dobrze wypadł Samuel L. Jackson jako młodsza wersja Nicka Fury. Była chemia między nim a Brie, i sceny z tą dwójką wypadają znakomicie. Film z jednej strony dobrze przedstawia nową bohaterkę, jednak kuleje trochę pod względem scenariusza. Jak zwykle kiepsko wypada czarny charakter, co stało się już niestety normą. Jude Law, który jest skądinąd świetnym aktorem chyba nie miał za bardzo pomysłu jak poprowadzić graną przez siebie postać czyli Yon-Rogg. Ben Mendelsohn jako Talos / Keller, Lee Pace jako Ronan Oskarżyciel wypadają poprawnie. Z przyjemnością popatrzyłam na Annette Bening Mar-Vell / Wendy Lawson oraz Najwyższy Intelekt, która wróciła na duży ekran po kilku latach. Jedynie mogłabym się przyczepić, że Clark Gregg grający Phila Coulsona ma ciut za bardzo gładką twarz.
Akcja filmu dzieję się we wczesnych latach 90, które dla mnie są okresem do którego mam i będę mieć niesamowity sentyment. Jego twórcy starali się wiernie odtworzyć rzeczywistość. Widok pagera, starego oprogramowania Windows, modemu telefonicznego, flanelowych koszul w kratkę, koszulki z logo NIN bezustannie powodował uśmiech na mojej twarzy. Jedynie do czego się przyczepię to kiepska ścieżka dźwiękowa, a przecież lata 90 to taki cudowny okres w muzyce. Naprawdę dałoby się wykroić soundtrack na miarę tego z Guardians of the Galaxy. Szkoda, naprawdę szkoda.
Podsumowując jest to dobra produkcja, która wprowadza nową postać. Nie jest ani lepszy ani gorszy od filmów z wcześniejszych faz, których zadaniem było stworzenie podwalin pod udział nowego bohatera. Można byłoby ją lepiej dopracować ale niestety nie można mieć wszystkiego.
Moja
Zgadzam się z ty co napisała koleżanka odnośnie castingu, chemii między bohaterami i villana, czy umieszczenia akcji w latach 90 – tych bo jestem tego samego zdania. Brie Larson jako Capitan Marvel kupuje. Villan a raczej villani jak zwykle na minus, z kiepską motywacją do działania.
Co wyróżnia ten film to dużo humoru, oczywiście każdy jest zachwycony kotem, ale jak dla mnie za dużo tego kota było i w którymś momencie, znudził mnie ten gag . Scenę humorystyczną którą ja uwielbiam kiedy Roan przybywa pewny swego a widzi jak Caraol rozpieprza wszystkie rakiety atakuje jego okręty, Roan patrzy na swojego przydupasa i po chwili nic tu po nas wracamy do siebie
Mi osobiście zabrakło czegoś w tym filmie, jednak po filmach ze stajni Marvel oczekuje czegoś więcej, niż po innych filmach jakieś świeżości czegoś, nowego. Ja rozumiem że to orgin story postaci i nie mogli dać jakiegoś super zagrożenia. Były pewne nowe rzeczy jak dwóch villanów pod postacią Talosa, który tak naprawdę nie był złym villanem kręcącym wąsem i rechoczącym się mówiącym jak ja zniszczę te świat, on miał swój cel. Z nim były najlepsze sceny komediowe. Jak scena kiedy po wyjściu z oceanu zamienił się w serferkę i jego kompan zamienił się w taką samą a on mówi te ciało jest zarezerwowane. Taka też nowością ale nie do końca był finał kiedy tiesuje nam się epickie starcie między Yon- Rogiem a tu lipa, podobne zagranie było w Doctoru Strenge.
Moje ulubione sceny w filmie bo ma takie to. Jak Capitan Marvel niczym bohater Dragon Ball dostaje poziom SSJ, to wyglądało jak pierwsza transformacja Goku w SSJ. Kolejna scena którą lubię i która mnie kupiła mnie bo jestem wielkim zdzirem na takie sceny kiedy, mamy retrospekcje Carol pokazujące jej każdy upadek w życiu i Najwyższa inteligencja mówi Jesteś tylko człowiekiem wszystko co masz to dzięki nam masz a Carol odpowiada Tak jestem tylko człowiekiem i mamy retrospekcję gdzie jest nam pokazane jak Carol po każdym upadku wstaje.
Jak oceniam ten film jako wielki średniak, dobrze na nim się bawił miał dużo nie wymuszonego humor, do tego kilka ciekawych plot twistów. Ten film jest odtwórczy bezpieczny, orgin. Brakowa mi tego czegoś jakiegoś prawdziwego zaskoczenia. Tak film rozbudowuje nam kosmos marvel, mówi nam o Cree i Skrull. Oczywiście film się odnosi się do współczesnych problemów jak uchodźcy. Pada z ust Talosa taki banał że aż się uśmiechnełem słysząc go, że na wojnie robi się złe rzeczy i każdy kto bierze udział wojnie ma krew na rękach. Jedna rzecz na plus nie było wątku romansowego. Oczywiście wreście dowiedzieliśmy się jak Nick Fury stracił oko, największa zagadka Universum Marvela została rozwiązana. Jak już pisałem film średni i pewnie nie długo o nim zapomnę. Jak bym miał go liczbowo oceniając to między 6-7.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz